Komentarze: 0
W sobote przy sniadanku siedzielismy cala rodzinka przy stole i gadalismy o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie rozmowa zeszla na temat dzieci i jak to bylo kiedy sie rodzil moj brat. Moja siostra strasznie chciala miec braciszka (bo mnie miala juz dosyc) i ciagle marudzila rodzicom. No i w koncu rodzice sie postarali i urodzil sie moj brat. Mielismy niezly ubaw przypominajac sobie to wszystko. I w pewnym momencie mama powiedziala cos w stylu: ze wlasciwie moglo nas byc wiecej i przeciez bysmy sie pomiescili i ze moze wlasnie wchodzilby do kuchni jakis kolejny zaspany dzieciaczek. I ja jakos tak mocno i realnie wyobrazilam sobie ze mam jeszcze jednego brata ze poczulam jak bardzo go kocham. A przeciez on nie istnieje. Czy mozna kochac kogos kto nie istnieje? Kogos kto nie bedzie nawet istnial? Dziwne uczucie ale bardzo pozytywne rownoczesnie.